Stary Piernik 6.66 raport (Z archiwum NSZZ XYZ)

V-12

(Z archiwum NSZZ XYZ)

Commodore Plus/4 w 0ldsk00lowym wagonie. :)

Szósta edycja Starego Piernika (meetingu polskiej sceny Commodore 64) odbyła się w dniach 27-29 maja 2011 r. w Toruniu. Było to bez wątpienia niezwykle udane wydarzenie, które obfitowało zarówno w dużą liczbę prac zgłoszonych na konkurs (Open Compo), jak i rekordową frekwencję ze strony partyzantów.

Podróż rozpocząłem w sobotę rano od monotonnej przejażdżki pociągiem osobowym do Poznania. Na miejscu czekał już na mnie Data/De-Koder/Tropyx i po spędzeniu ponad godziny w chilloutowej poczekalni, udaliśmy się kolejnym składem w kierunku Torunia. W trakcie wycieczki krajoznawczej rozprawialiśmy tradycyjnie o tematach scenowych i przy okazji wykonaliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia, trzymając w dłoniach Commodore Plus/4.

Docelowe miejsce osiągnęliśmy tuż przed południem i bez chwili wahania swoje kroki skierowaliśmy w kierunku Campingu Tramp. Po kilku minutach naszym oczom ukazała się znajoma miejscówka, w której praktycznie nic się nie zmieniło od czasu naszego ostatniego pobytu. Wokół panowała cisza i spokój, część scenerów odpoczywała w domkach po piątkowych wojażach, a pozostali albo konsumowali jedzenie w pobliskim barze, bądź też krążyli wokół domku nr 6, na którego tarasie rozstawiona była Komoda. Niezwykle duże zaskoczenie stanowiła dla mnie obecność cenionego i szanowanego przeze mnie Rodneya – prawdziwego artysty, znanego nie tylko ze swoich dynamicznych i melodyjnych zaków, lecz również z niepowtarzalnego stylu malarskiego, uwiecznianego w przeszłości pod postacią coverów na dyskietki 5’25 cala. Wraz z nim na Piernika przybył także Lyon – człowiek, który potrafi czynić cuda z kodem, zwłaszcza pod kątem jego użyteczności. Przywitałem się serdecznie po chwili z pozostałymi uczestnikami meetingu: Lukiem (zatańczysz? ;), Bimbrem, Wackiem, Fenkiem, Kisielem, bookerem, eLBANem, TSL-em, Proveem, Black Lightem, Browarem, Grabbą (i jego córką Mają), Kordiaukisem, Gorzałkiem Ochlałkiem oraz Prezesem. Nie dane mi było jedynie uścisnąć dłoni Flei, który wizytował Toruń dzień wcześniej.

Stary Piernik 6.66.

Sporo czasu spędziłem na interesujących dysputach z Klaudiuszem, który jak się potem okazało, ponownie (jak przed dwoma laty, aczkolwiek w innym kontekście) stał się głównym bohaterem meetingu. Zanim jednak do tego doszło, na campingu pojawiły się dwie młode dziewczyny, które krążąc od jednego z domków do baru i z powrotem, śpiewały głośno piosenkę „Zielona Góra sialalalala!”. Nie zwróciły one jednak na siebie zbyt dużej uwagi, ponieważ część scenerów była wówczas rozproszona po okolicy, a niektórzy nawet gościli w centrum miasta. W tle Wacek przygotowywał plansze na kompoty, Kisiel w jednym z domków prezentował Fenkowi i Dacie swój najnowszy hardware (TDC Little v 1.0), a w oddali booker na siłę tworzył pecetowego zaka na laptopie.

Po pewnym czasie główni organizatorzy Piernika wpadli na pomysł, aby wykonać tematyczne zdjęcia związane z C64. Wykorzystali do tego niesprawny egzemplarz Komody, który kilka chwil wcześniej podarował mi Bimber (w zamian za niefunkcjonalny Plus/4 z mojej kolekcji). Towarzysząc w realizacji pomysłu, podsuwałem sporadycznie pewne jego koncepcje. Kiedy prace na konkurs były już gotowe i nic nie zapowiadało przerwania panującej wokół ciszy i monotonii, na horyzoncie zjawiły się ponownie mieszkanki Zielonej Góry. Będące w stanie wskazującym na lekkie spożycie alkoholu i trzymające po puszce Harnasia w dłoniach, nuciły swoją nieśmiertelną pieśń ludową. Po chwili usiadły na krawężnikach nieopodal naszego domku i wtedy podjąłem szybką decyzję o nagraniu wilda na kompoty. Porwałem C64 ze sobą i zbliżyłem się do dziewczyn.

Zielonogórska piosenka o C64: Making of. ;)

Na moją propozycję odnośnie zaśpiewania piosenki z komputerem w dłoniach, zgodziły się bez wahania. I tak powstało spontaniczne nagranie, w którym prym wiodła w zasadzie próba pełnego wykonania piosenki o Zielonej Górze. Przy okazji dowiedziałem się, że jedna z dziewczyn pochodzi z Francji i przyjechała do naszego kraju na studia.

Pojawienie się na party place uzdolnionych wokalnie dziewczyn pobudziło do działania słynnego TSL-a, który chwycił Commodorka w dłoń i całując jego klawisze, jednocześnie próbował dogonić jakąkolwiek zielonogórską przedstawicielkę płci pięknej. Sztuka ta oczywiście mu się nie udała, ale trzeba przyznać, że ten moment rozkręcił imprezę w sposób bezwzględny. ;) Pozostali wręcz pokładali się ze śmiechu z wyjątkiem Grabby, patrzącego ponuro na projektor, który został oblany piwem przez Klaudiusza.

Jeszcze przez pewien czas gościły przy naszym domku koleżanki z Zielonej Góry, rozbawiając nas swoimi dialogami do łez. Prym wiodła Ania rodem z Francji, która bardzo dobrze radziła sobie z wymową języka polskiego (m.in. nazywając Klaudiusza świnką ;). Niektóre z jej stwierdzeń były mistrzowskie, jednakże trudno je w tym miejscu dosłownie zacytować. ;) Czarnowłosa koleżanka natomiast zapragnęła zagrać w jakąś grę na C64, jednakże nikt takowej nie posiadał przy sobie na Pierniku. Wkrótce obie ulotniły się do swoich znajomych, a my mogliśmy jedynie żałować, że nie mogły z nami zostać do wieczora.

Partyzanci pękają ze śmiechu. ;)

Mimo tego impreza rozkręciła się na dobre. Na meeting przybył (w tzw. międzyczasie) Sebaloz, którego brać scenowa przywitała jako Olo. ;) Z kolei TSL, zmęczony całowaniem Komody, zasnął w jednym z domków campingowych. Na big screenie, z racji zachodzącego słońca, zaczęły pojawiać się nieśmiało pierwsze dema. Zapłonęło także ognisko, głównie dzięki ofiarnej inicjatywie Rodneya. W tle Maja kopała piłkę z Lyonem (do których notabene na pewien czas dołączyłem), a z kolei Prezes z Gorzałkiem Ochlałkiem przywieźli na wózku stolik z samoobsługowym browarem na kiju. Wnet jednak okazało się, że ów czterokołowy pojazd stał się jednym z głównych narzędzi rozrywki scenerów, wykorzystanych podczas całego meetingu. Bez chwili zwątpienia został on porwany przez eLBANa i zaparkowany na tarasie domku, w którym spał TSL. Przy pomocy swoich grupowych kolegów Klaudiusz został wnet wyniesiony na zewnątrz i usadowiony wraz z kołdrą i poduszką na pojeździe. Idea czynu była zaszczytna – chodziło o zawiezienie naszego bohatera na mecz, a dokładniej na finał Ligi Mistrzów, który można było obejrzeć w campingowym barze. Mina pań obsługujących lokal była bezcenna, ale nikt nie protestował – TSL bez szwanku został dostarczony na miejsce i wnet mógł delektować się grą swoich ulubieńców. ;)

Transport Klaudiusza. ;)

Kompoty rozpoczęły się na dwie godziny przed północą. Na rozdanych votkach zabrakło miejsc na kilka prac, których łącznie organizatorzy zgromadzili aż 18 sztuk! Prawdziwym hitem było przetransportowanie z powrotem Klaudiusza, który w pozycji leżącej oglądał poszczególne warezy i dyktował przyznawane za nie punkty eLBANowi. ;)

Na pierwszy ogień poszła grafika JSL-a o tytule „666”, a po niej zaki Surgeona i Factora6 (dostarczone przeze mnie osobiście na Piernika). Jako że było to tzw. Open Compo, stąd też wszystkie prace zaprezentowano bez podziału na poszczególne kategorie. Niezwykle interesująca okazała się kooperacyjna praca Bimbra, Flei, Fenka i Kordiaukisa, czyli połączenie grafiki i muzyki o tytule „Lejdi”. Natomiast jednym z totalnych killerów był „Francuski Piesek” Proveego, przy którym większość ze scenerów dosłownie leżała na ziemi ze śmiechu. ;) Oprócz tego ekipę rozbawiły prace w kategorii hardware, w tym najbardziej „Sprzętowy rotator”, stanowiący połączenie C64 z pralką. ;) Gromki aplauz zebrał również mój spontaniczny filmik „Zielonogórska piosenka o C64”.

Stosunkowo mało efektownie zaprezentował się zak bookera, który nie dość, że powstał na grzybie i nie mógł być prawidłowo odtworzony na prawdziwym sprzęcie, to jeszcze został zwyczajnie puszczony bezpośrednio z pecetowskiego edytora. Pomimo zapewnień autora, że jest to kawałek zrobiony „na zgrywę”, pozostawił po sobie pewnego rodzaju niesmak.

Rozpoczęcie kompotów.

Na koniec podstawowej części kompotów premiery doczekała się najnowsza produkcja grupy Tropyx – kolekcja muzyczna Surgeona, nosząca tytuł „Arpeggio”. Podtrzymałem przy tym tradycję przywożenia pełnowymiarowego stuffu na Piernika, będąc jednocześnie zadowolonym z uzyskanego rezultatu. :)

Warto wspomnieć także o projekcji filmiku „Parcie na szkło” (z eLBANem w roli głównej) oraz poza konkursem – prezentacji zapowiedzi płyty DVD grupy Arise. Na zakończenie pojawiło się na big screenie kilka fotek z czasów młodości Wacka, eLBANa oraz nieobecnego Cresha.

Po kilkunastu minutach ogłoszono wyniki i zgodnie z przewidywaniami, praca członków Arise osiągnęła szczyt podium. Z warezów dostarczonych przeze mnie na kompoty, drugie miejsce zajął zak Factora6, czwarte – piosenka o C64, a piąte – kolekcja muzyczna Surgeona.

Większość scenerów skupiła się następnie przy ognisku, konsumując kiełbaski i racząc się złotym trunkiem. W tle leciały różne demka, jednakże sielanka nie trwała zbyt długo. O 2 w nocy bowiem z party place ewakuowali się organizatorzy meetingu (ze względu na przymusową obecność Wacka na komunii) wraz z Browarem i TSL-em. Drogę wyjazdu ławką zagrodzili eLBAN, Provee oraz Gorzałek Ochlałek. Przy próbie wycofania samochodu chłopaki ponownie zatarasowali przejazd. ;) Zniecierpliwiony Wacek wdepnął mocno na gaz i mijając o centymetry eLBAN-a, wywinął się z nieoczekiwanej zasadzki.

Ostatnim punktem zabawy były darmowe przejażdżki wózkiem, serwowane niektórym osobom wyrywanym prosto ze snu. Podczas jednej z prób podjazdu pod górkę, zgubiono pasażera (a był nim zmęczony solidnie Provee), na szczęście obyło się bez ofiar. ;) Wkrótce pozostali, którzy wytrwali na polu boju, zdecydowali się na zasłużony odpoczynek.

Rano część osób ewakuowała się z Torunia. Zdążyłem na szczęście pożegnać się z Black Lightem oraz eLBANem, a następnie w towarzystwie Daty, Kisiela i Fenka, komentowaliśmy na gorąco wydarzenia sprzed kilku godzin. Wkrótce nadszedł czas powrotu do domu. Miałem jechać tym samym pociągiem, co Provee, ale ze względu na jego opieszałość, pozostała mi samotna podróż do Poznania. Tam udałem się ponownie do chilloutowej poczekalni i po ponad godzinnym oczekiwaniu wsiadłem do pociągu podążającego w kierunku Szczecina. O godzinie dwudziestej zawitałem w progach swojego domu.

Podsumowując, była to prawdopodobnie najlepsza edycja Starego Piernika, o czym zadecydowała nie tylko frekwencja, lecz także i wysyp ciekawych produkcji scenowych. Zabrakło jedynie identów, które przez przypadek nie zostały dostarczone na meeting.

Do historii przejdzie m.in. „Zielonogórska piosenka o C64”, a także podwójny transport TSL-a na wózku. ;) Co tu dużo ukrywać, było wesoło, spontanicznie i jak najbardziej scenowo. W tym miejscu chciałbym serdecznie podziękować Bimbrowi i Wackowi za kawał dobrej roboty przy organizacji wydarzenia, Dacie za wspólną podróż na party place oraz Klaudiuszowi, Rodneyowi i Lyonowi za przegadane godziny na tematy koderskie i nie tylko. ;) Pozdrowienia także dla bohaterek mojego filmiku konkursowego. ;)

Do zobaczenia za rok!

V-12/Tropyx
Szczecin, 31.05.2011 r.

Raport pierwotnie ukazał się na stronie River’s Edge i jest dostępny wraz z bogatą galerią zdjęć pod adresem http://www.riversedge.pl/stary-piernik-6-66.